Sto lat temu urodził się kard. Albert Vanhoye. Co zawdzięcza mu Kościół?

ks. Rafał Bogacki

GN 29/2023 |

publikacja 20.07.2023 00:00

Jako młody jezuita chciał wyjechać na misje do Chin, jednak został naukowcem. 24 lipca 2023 r. przypada setna rocznica urodzin kard. Alberta Vanhoye.

Benedykt XVI  wręcza insygnia kard. Vanhoye  na pierwszym zwołanym przez siebie konsystorzu 26 marca 2006 roku. Benedykt XVI wręcza insygnia kard. Vanhoye na pierwszym zwołanym przez siebie konsystorzu 26 marca 2006 roku.
pa/pap

Nigdy nie myślałem o tym, że kiedykolwiek zostanę kardynałem – mówił dziennikarzom po swojej nominacji. W drodze na spotkanie z ówczesnym sekretarzem stanu, kardynałem Angelo Sodano, który poinformował go o decyzji papieża, zdał sobie sprawę, że nie zabrał ze sobą Nowego Testamentu w języku greckim. „Myślałem, że papież przygotowuje katechezę na środową audiencję i chce skonsultować interpretację jakiegoś fragmentu” – wspominał. Na nominację zareagował zdziwieniem i długim milczeniem. Zrozumienie przyszło po czasie. „Często słyszę, że papież Benedykt XVI, mianując mnie kardynałem, chciał dodać odwagi biblistom i egzegetom” – mówił, wskazując, że nominacja była docenieniem uprawianej przez niego egzegezy.

Wirus świętego powołania

Urodził się w niewielkiej miejscowości Hazebrouck we Flandrii, historycznej krainie rozciągającej się na terenach dzisiejszej Francji, Belgii i Holandii. Jego ojciec pracował w banku i w związku z tym rodzina często musiała zmieniać miejsce zamieszkania. Wspominając swoje dzieciństwo, Albert Vanhoye mówił o „wirusie powołania jezuickiego”, który krążył w powietrzu. W miasteczku Watten, niedaleko Dunkierki, do którego wraz z rodzicami i czwórką rodzeństwa trafił, mając sześć lat, znajdowały się ruiny benedyktyńskiego opactwa. Niegdyś mieścił się tam nowicjat założony przez angielskich jezuitów.

„Święty wirus” zaraził go na dobre, mimo iż – jak sam wspomina – w młodości był łobuziakiem, nieco nieśmiałym i upartym. Charakter kształtował przy ołtarzu, służąc jako ministrant do porannych Mszy, a następnie w szkole prowadzonej przez braci marystów.

Bardzo wcześnie zaczął myśleć o powołaniu. W wieku 11 lat wstąpił do niższego seminarium. Środki materialne w rodzinie były niewystarczające, ale młody Albert mógł podjąć naukę dzięki dyskretnej pomocy finansowej jednej z parafianek. Zaledwie rok później podjął decyzję o wstąpieniu do jezuitów. Nikomu o tym nie mówił. Progi nowicjatu przekroczył 6 lat później i już na początku życia zakonnego musiał pokonać niejedną przeszkodę.

Powołanie umocnione

Pierwsze miesiące w zakonie były prawdziwą próbą ogniową, niemal w dosłownym znaczeniu tego słowa. Do jezuitów wstąpił w czasie wojny, w 1941 roku. Z powodu działań na froncie francuskim nowicjat przenoszono kilkakrotnie, a seminarzyści zmuszeni byli do przemieszczania się pieszo, w małych grupach, często pod osłoną nocy. Młody Albert kilka razy, ryzykując życie, przekraczał linię demarkacyjną wyznaczającą granicę pomiędzy terytorium okupowanym przez Niemców a Francją zarządzaną przez rząd Vichy. „W przeprawie na południowy wschód Francji było wiele z młodzieńczego romantyzmu, nawet jeśli mieliśmy świadomość, że ryzykujemy życie. Te niebezpieczeństwa umocniły mnie w powołaniu. Takie wydarzenia także nas formują” – wspominał po latach.

W nowicjacie myślał, że jego zbyt intelektualne podejście do życia nie pozwoli mu być dobrym jezuitą. „Brak zmysłu praktycznego spowodował długi kryzys. Odnalazłem pocieszenie, gdy odkryłem wielką postać Towarzystwa Jezusowego – Piotra Fabera. Byłem do niego trochę podobny” – mówił. Chciał też wyjechać na misję do Chin, ale gdy ukończył studia, w Państwie Środka zaczęły się kolejne prześladowania misjonarzy. Wielu z nich wypędzono, a misja jezuitów została zakończona.

Rozwikłanie enigmy literackiej

W trakcie studiów interesował się starożytną literaturą. Obok Biblii jednym z głównych obszarów jego badań były dialogi Platona. Do jego ulubionych autorów należeli także Tomasz z Akwinu oraz Maurice Blondel, co świadczy zarówno o zainteresowaniu tradycyjnym nurtem katolickiej teologii, jak i o otwartości na współczesność i gotowości do dialogu. Najbardziej jednak pociągała go Biblia. „Opatrzność zorientowała moje życie w nieoczekiwany sposób. W trakcie studiów byłem zafascynowany Ewangelią Jana. To była naprawdę wielka fascynacja. Chciałem przygotować pracę doktorską na temat wiary w tej Ewangelii” – mówił w jednym z wywiadów po nominacji kardynalskiej. Życie zweryfikowało plany. Literatura poświęcona temu zagadnieniu była zbyt obszerna, a Vanhoye, który po obronie pracy licencjackiej był wykładowcą języka greckiego i Nowego Testamentu w jezuickim seminarium w Chantilly, nie znajdował czasu na jej dogłębną lekturę.

Kluczowe dla jego przyszłej ścieżki okazało się odkrycie, którego dokonał jako student, uczestnicząc w pracach koła naukowego zgłębiającego temat kapłaństwa. W trakcie lektury Listu do Hebrajczyków zauważył, że centralna część tego pisma została zbudowana według nietypowych dla języka greckiego zasad, a natchniony autor, mimo iż posługuje się bardzo wyszukaną greką, charakteryzuje się semickim sposobem myślenia. Dopiero po latach zdał sobie sprawę z wagi tego odkrycia. Odnalazł także liczne wskazówki literackie w tekście pisma, które pomogły mu podzielić tę starożytną homilię na pięć części. To odkrycie stało się przedmiotem jego rozprawy doktorskiej, którą obronił w Papieskim Instytucie Biblijnym w Rzymie w 1961 roku. Przez następne dekady będzie ona istotnym punktem odniesienia dla kolejnych pokoleń biblistów. Wielu z nich okrzyknie ją przełomowym dziełem w badaniach nad Listem do Hebrajczyków, a sposób podejścia do tekstu Biblii nazwie metodą badań à la Vanhoye.

Rzymskie perypetie

Rzym, lato 1961 roku. W przeddzień Soboru Watykańskiego II sytuacja w środowisku teologów jest coraz bardziej napięta. W biblistyce od lat ścierają się dwie opcje. Zwolennicy pierwszej negują historyczno-krytyczne podejście do tekstu Biblii i oskarżają niektórych biblistów o odejście od tradycyjnego nauczania Kościoła. Zwolennicy drugiej z powodzeniem aplikują naukową metodę do pracy nad Pismem Świętym. Spór przybiera na sile, angażując przedstawicieli watykańskich kongregacji. Jesienią zakaz nauczania otrzymują dwaj profesorowie Biblicum. Jednym z nich jest Stanislas Lyonnet, promotor doktoratu Alberta Vanhoye. To wydarzenie, nazwane później „kontrowersją rzymską”, a także likwidacja jezuickich placówek we Francji sprawiają, że młody i dobrze zapowiadający się naukowiec znajduje zatrudnienie na rzymskiej uczelni. Zakaz dla profesorów, dzięki zakulisowym działaniom rektora uczelni i zaangażowaniu samego Pawła VI, zostanie odwołany w 1964 roku, jednak flamandzki egzegeta przez kolejne 35 lat będzie wykładowcą Biblicum, dziekanem wydziału teologicznego, a następnie rektorem.

W pracy dydaktycznej skupi się na Liście do Hebrajczyków, a także na listach św. Pawła. Będzie też jednym z najbardziej wpływowych badaczy tej jedynej homilii zawartej w Nowym Testamencie. Poświęci wiele publikacji tematyce kapłaństwa. Kapłaństwo Chrystusa stanie się także tematem rekolekcji wygłoszonych przez niego dla Kurii Rzymskiej w 2008 roku.

Vanhoye brał udział w licznych kongresach i spotkaniach formacyjnych. Był aktywnym duszpasterzem. Homilie, które przez 40 lat głosił we wspólnocie sióstr ze Zgromadzenia Najświętszego Serca Jezusa, zostały wydane w wielu krajach, w tym w Chinach. We Włoszech ich nakład wznawiano czterokrotnie.

Jego kompetencje zostały docenione przez Kościół. Kardynał Ratzinger, który z racji pełnionego urzędu przewodniczył pracom Papieskiej Komisji Biblijnej, mianował go jej sekretarzem. Vanhoye pełnił tę funkcję przez dziesięć lat. W tym czasie był redaktorem dwóch ważnych dokumentów. Pierwszy z nich, „Interpretacja Biblii w Kościele”, wydany w 1993 roku, sto lat po publikacji encykliki Providentissimus Deus Piusa X, zawierał prezentację różnych metod i podejść do tekstu biblijnego, wskazując także ich ograniczenia. Drugi, zatytułowany „Naród żydowski i jego Święte Pisma w Biblii chrześcijańskiej”, ukazywał możliwości wzajemnego oddziaływania badań biblijnych prowadzonych przez chrześcijan i żydów. Wpisywał się też w prowadzony przez Kościół dialog z przedstawicielami judaizmu. Flamandzki egzegeta uczestniczył także w pracach wielu kongregacji, wnosząc swój wkład do kilku dokumentów, w tym do adhortacji Jana Pawła II Christifideles laici, poświęconej powołaniu świeckich w Kościele.

„Bóg jest niezwykle dyskretny”

„Podobnie jak dla wielu wierzących, Biblia jest dla mnie słowem Boga, w całym swym bogactwie, wielkiej różnorodności i jedności. Bóg objawia się w Biblii nie tylko przez zapisane słowa, proroctwa czy różne narracje, ale przede wszystkim w osobie Jezusa. Biblia jest niewyczerpanym skarbem, źródłem życia i miłości. Objawia nam Boga, który jest miłością i który tę miłość przekazuje” – mówił, odpowiadając na pytanie „Czym jest Biblia?”. Także inne jego wypowiedzi, których udzielił już po kreacji kardynalskiej, zasługują na uwagę. Pokazują nie tylko wielkiego naukowca, ale także człowieka, wnikliwego obserwatora życia Kościoła i współczesnej cywilizacji. Gdy jeden z dziennikarzy poprosił go o komentarz do zdań wypowiedzianych przez znane osoby, jego odpowiedzi trafiły w punkt. Na stwierdzenie André Comte-Sponville’a, francuskiego filozofa: „Jedną z niewielu rzeczy, których jestem pewien, jest to, że Bóg mi nigdy nic nie powiedział” Vanhoye odparł: „To możliwe, jeśli [Sponville] oczekiwał, że Bóg skieruje do niego słowo w nadzwyczajny sposób. Bóg ogromnie szanuje wolność ludzką i nie narzuca się. Może się objawić w niezwykłej wizji, ale zazwyczaj jest niezwykle dyskretny”. Zapytany o projekt świata konstruowanego bez odniesienia do religii, stwierdził: „Jest wielce prawdopodobne, że w takim świecie relacje międzyludzkie staną się o wiele trudniejsze i będą charakteryzować się mniejszą szczodrością. Jedynie religia umożliwia nam wejście w relację z Bogiem, który jest miłością. Świat bez religii straci wiele ze swej żywotności. Będzie jałowy i pozbawiony smaku. Można z tym zdaniem się nie zgadzać, ale wydaje mi się, że świat bez religii będzie pozbawiony pozytywnej wizji życia i wystawi się na niejedno ryzyko”. Studenci wspominają go jako wymagającego wykładowcę. „Bardzo ciekawa analiza, ale tego nie ma w tekście” – czytali na marginesie pokreślonych czerwonym kolorem prac zaliczeniowych.

Jego miłość do Biblii nie zgasła w ostatnich latach życia. Pismo Święte prowadziło go do odkrycia prawdziwego źródła. Krótko przed 90. urodzinami mówił o duchowym kierunku, który obrał w swojej starości: „Niedawno zrozumiałem, że powinienem być przede wszystkim zjednoczony z sercem Jezusa, aby z Nim przyjmować miłość Boga. Tylko to uzdalnia do udziału w Jego dziele miłości, w służbie wszystkim. To aktualnie ukierunkowuje moje życie, daje mi duży dynamizm i pomaga znosić ograniczenia związane ze stanem zdrowia”.

W swoim herbie kardynalskim umieścił hasło: „Zjednoczeni w Twoim sercu”. W nawiązaniu do księgi Apokalipsy dodał też dwie litery alef i omegę – pierwszą i ostatnią literę dwóch alfabetów, hebrajskiego i greckiego, a także symbol IHS oznaczający jego przynależność do zakonu jezuitów. Zmarł w wieku 98 lat, 29 lipca 2021 roku, dwa dni przed wspomnieniem św. Ignacego Loyoli. •

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.