Przebiegnie Polskę od morza do gór, żeby wspomóc leczenie Kamilki

Agata Puścikowska

GN 31/2023 |

publikacja 03.08.2023 00:00

Biegnie 750 km, by sprawdzić siebie i pomóc innym.

Mateusz Cyrwus  na Giewoncie, zdobytym oczywiście biegiem. Mateusz Cyrwus na Giewoncie, zdobytym oczywiście biegiem.
archiwum mateusza cyrwusa

Mateusz Cyrwus właśnie kończy 29 lat. Jest 28 lipca, Jastrzębia Góra, wczesny poranek. Mateusz robi rozgrzewkę i rusza. Przed nim cała Polska. Bieg, który pokaże mu prawdę o samym sobie. I który ma szansę pomóc małej chorej dziewczynce. Sprawdzian z odwagi, wytrzymałości fizycznej i psychicznej. Do biegu, start!

Chłopak z Podhala

– Pochodzę z Nowego Targu, obecnie z rodziną mieszkam w pobliskim Waksmundzie. Całe moje życie związane jest z Podhalem i sportem – uśmiecha się. Pogodny, o jasnym spojrzeniu. Wciąż (i dosłownie) w biegu. Zaczęło się od piłki nożnej, jak to u chłopaków. A zimą oczywiście narty, bo przecież niemal wszystkie dzieci z Podhala jeżdżą. Gdy byłem starszy, zacząłem też chodzić po górach: pobliskich Gorcach i niedalekich Tatrach. Góry to mój świat.

Mateusz, po zajęciach związanych z pracą zawodową, regularnie trenuje właśnie w górach. Najczęściej można go spotkać, gdy wbiega na Turbacz i zbiega z niego. – Tam mam najbliżej. Wystarcza mi godzina i piętnaście minut, by wbiec i – szybko, bo lubię prędkość – zbiec – opowiada. – Wbiegam, zbiegam i dobry, intensywny trening mam z głowy. Gdy mam więcej czasu, jadę w Tatry i biegam, głównie po Tatrach Zachodnich. Od czasu do czasu wbiegam również na Rysy.

Mateusz zawodowo zajmuje się fizjoterapią, pracuje dla NKP Podhale Nowy Targ. Jest też trenerem osobistym. – Zdrowy styl życia staram się zaszczepiać nie tylko zawodowym sportowcom, ale i młodzieży. Moje życie kręci się wokół sportu. Ale przecież nie samym sportem człowiek żyje, jest i czas na coś więcej – mówi.

Jaki jest? Chyba otwarty i optymistycznie nastawiony. – Gdy poznaję kogoś nowego, daję mu zawsze kredyt zaufania. I rzadko się zawodzę. Podchodzę do ludzi z dobrymi intencjami i chciałbym, żeby i mnie tak traktowano. Gdy patrzy się na świat pozytywnie – świat staje się lepszy.

Dla Kamilki

Sportowiec regularnie wspiera różne akcje charytatywne. Przejechał m.in. rowerem z Krakowa do Warszawy, by wesprzeć dzieci z domu dziecka, przebiegł wokół Jeziora Czorsztyńskiego oraz całe Tatry wszerz w jeden dzień – z Doliny Chochołowskiej do Morskiego Oka. – Czas na kolejne wyzwanie. To wyzwanie charytatywne, ale również sprawdzian dla mnie samego: czy dam radę zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Planuję przebiec łącznie 750 km dla chorej Kamilki Gil z Podhala – mówi Mateusz. – Chciałem przebiec całą Polskę, od morza do gór, już dawno. I pewnie bym spróbował dla siebie. Ale okazało się, że dzięki takiemu wyczynowi można pomóc. Zaproponowali mi to znajomi, zgodziłem się bez wahania.

Więc bieg – od Bałtyku do Tatr – to również wydarzenie charytatywne. Biegacz chce nagłośnić leczenie dziewczynki chorej na rdzeniowy zanik mięśni (SMA). Kamilka ma 2,5 roku, pochodzi z Nowego Targu. Specjalistyczny lek kosztuje aż 9 mln zł. Rodzice, bliscy, przyjaciele utworzyli zbiórkę publiczną i zebrali prawie 5 mln. Sporo brakuje.

Gdy Kamilka się urodziła (ma brata bliźniaka), wyglądała na zdrowe dziecko. Dopiero gdy skończyła roczek, rodzice zauważyli, że jej nóżki zaczęły słabnąć. Specjalistyczne badania wykazały, że choruje na rdzeniowy zanik mięśni, czyli ciężką i postępującą chorobę genetyczną. Obumierają neurony w rdzeniu kręgowym, a brak impulsów nerwowych sprawia, że mięśnie szkieletowe nie są pobudzane, słabną i stopniowo zanikają. Rozwój fizyczny dziecka się cofa. Ratunkiem jest tzw. terapia genowa, refundowana jednak wyłącznie dla dzieci, które nie skończyły roku. Rodzice Kamilki postanowili walczyć i zebrać pieniądze na leczenie: niewyobrażalną sumę dziewięciu milionów złotych. – Żeby wesprzeć dziewczynkę, znaleźliśmy sponsorów. Przekażą 20 zł za każdy przebiegnięty przeze mnie kilometr. Akcję wspierają lokalne firmy i wielu ludzi dobrej woli, dowiadują się o niej internauci i również wpłacają pieniądze. Setki osób obiecały, że gdy dobiegnę do mety, każdy, kto skomentował jeden z moich postów na Facebooku, wpłaci na konto Kamilki 75 zł. Im więcej osób wpłacających niewielkie kwoty, tym szybciej uda się uzbierać całą sumę, by kupić lek – mówi Mateusz.

Więcej niż kilometry

Start biegu to Jastrzębia Góra, a dokładnie obelisk Gwiazda Północy – czyli miejsce w Polsce najdalej wysunięte na północ. Meta – Rysy, najwyższy szczyt w kraju – 2503 m n.p.m. – Chcę zameldować się na najwyższym polskim szczycie po trzynastu dniach biegu. Plan jest taki: ja biegnę, a moi najbliżsi podążają za mną i ze mną. Dzięki ludziom dobrej woli będziemy przemieszczać się busem. Wraz ze mną jadą moja siostra, kuzyn, jego narzeczona, moja dziewczyna – opowiada Mateusz. – Będą mnie wspierać i pomagać w uporaniu się ze zmęczeniem, znużeniem, z obolałymi nogami. Taka wyprawa bez wsparcia byłaby chyba niemożliwa, a już na pewno bardzo trudna. Nocujemy w zaplanowanych miejscach.

Codzienna trasa biegu to od 30 do nawet 110 km. Matematyczna średnia to 70 km dziennie. – Ile biegnę każdego dnia? To zależy od ukształtowania terenu. Na Mazowszu będę biegł nawet 100 km dziennie. W górach – 30 km – opowiada biegacz. – W ciągu godziny zrobię średnio 10 km. Trasa przebiega następująco: z Jastrzębiej Góry przez Trójmiasto, Gniew, Włocławek. Potem pobiegnę na Łódź, przez Wolbrom do Krakowa, na Białkę Tatrzańską, a następnie przez Morskie Oko na Rysy.

Każdy dzień zaczyna się śniadaniem. Potem bieg – mimo upału, deszczu. – Prognozy zapowiadają się średnie. Ma padać. To może trochę komplikować sprawę, bo w takich warunkach robią się odciski na nogach – tłumaczy Mateusz. – Dobiegam na nocleg około godziny 18. Potem jest kolacja. A o godzinie 21 mam zamiar spotykać się wirtualnie, w mediach społecznościowych, ze wszystkimi, którzy kibicują biegowi i Kamilce.

Uda się taki wyczyn? – Wcześniej mi się udawało. Przecież jest to poprzedzone wielomiesięcznymi treningami, odpowiednią dietą, przygotowaniem. Moje całe życie to sport i aktywność fizyczna. Oczywiście może być i tak, że nie dam rady, ale na tym się nie skupiam. Ten bieg jest ważny, więc zrobię wszystko, by 9 sierpnia wbiec na Rysy. Skupiam się na wygranej – uśmiecha się Mateusz. – Wyzwania sportowe są moją pasją. Nie lubię się poddawać. Ale stawiam sobie wysoko poprzeczkę. Sam jestem ciekaw reakcji mojego organizmu. Dostałem „z Góry” talent do robienia takich rzeczy. Mam predyspozycje fizyczne, doświadczenie i wiedzę. Kto, jeśli nie ja?

Wciąż więcej...

Jest spełnionym człowiekiem? – No właśnie nie do końca! Wiem, na co mnie stać, i ciągle do tego dążę. Ale staram się robić i działać więcej i więcej. Na tym polega rozwój. Chcę pokonywać własne bariery i ograniczenia. Dlatego już mam plany na kolejne akcje i wyczyny: chciałbym m.in. za jakiś czas wbiec jednego dnia na Rysy, Babią Górę i Śnieżkę. Sportowe wyzwania są moją pasją.

Mateusz robi to również po to, by – jak mówi – dla młodych ludzi, pasjonatów sportu, być naturalnym autorytetem. – Młodzi potrzebują autorytetów, punktów odniesienia. Chcą podążać za tymi, którzy coś osiągnęli, potrafią wiele, przekraczają granice. Jeśli chcę docierać do młodych, muszę być twardzielem i muszę imponować tym, co osiągnąłem. I wciąż przekraczać granice, limity, obciążenia. To taki trening na... życie.•

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.