Przyznam, wobec doniesień z synodu czuję się bezradny. Co mi właściwie pozostaje?
Synod na dobre się jeszcze nie zaczął, a już zrobiło się ciekawie. Chodzi o papieski apel, by biskupi wypowiadali się w sposób otwarty.
Kwestia na którą zwraca uwagę Franciszek umknęła gdzieś w przedsynodalnej debacie na temat małżeństwa i rodziny. Problemem są nie tylko coraz bardziej powszechne rozwody, ale i to, że coraz mniej ludzi wchodzi w „związki na zawsze”.
Ważne jest spotkanie: wspólna modlitwa, wymiana doświadczeń i poglądów. Ważne jest wysłuchanie wszystkich stron i nawet ostry spór. To uprzywilejowany moment działania Ducha Świętego.
Rozpoczynający się synod o rodzinie w medialnym przekazie zostanie pewnie zdominowany przez sprawę dopuszczania do Komunii osób żyjących w nowych związkach. Czym jednak byłby Kościół, który by nie słuchał Chrystusa?
Zamiast dywagować czy spierać się warto się dołączyć modlitwy. W końcu nie chodzi o to, by czyjeś było na wierzchu. Prawda?
Multipleks to przecież przeplatanie się wielu wątków, tematów, ocen, przekonań, postaw. A ten przeplot jest tak złożony i splątany, że przestajemy się rozumieć.
Papież mówi ostatnio wiele o rodzinie. M.in. to, że diabeł nie chce rodziny, dlatego próbuje ją zniszczyć.
Bycie chrześcijaninem musi kosztować. To zawsze rezygnacja z wielu „okazji” do łatwych rozwiązań. Nie tylko w kwestiach małżeńskich.
Po co nadzwyczajny Synod, skoro na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat Kościół opublikował tyle poświęconych rodzinie dokumentów?