Msze za Ojczyznę były potrzebne
Milena Kindziuk: Matka Świętego

Msze za Ojczyznę były potrzebne

Komentarzy: 1

Milena Kindziuk: Matka Świętego

znak.com.pl

publikacja 19.10.2012 06:30

„Sprawiedliwość musi iść w parze z miłością, bo bez miłości nie można być w pełni sprawiedliwym. Gdzie jest brak miłości, do brata, tam na jej miejsce wchodzi nienawiść i przemoc”.

Należał do Kościoła

Marianna Popiełuszko nie miała na bieżąco informacji o losach syna, kiedy czekał on na proces sądowy. Szła jednak za nim krok w krok, poprzez modlitwę. On też wtedy modlił się chyba więcej niż zwykle. Prosił również o modlitwę swych przyjaciół. Czuł się źle fizycznie. Orzeczenie o stanie zdrowia z 23 lipca 1984 roku wyraźnie to potwierdzało:

„Rozpoznanie: anemia złośliwa, zapalenie przewlekłe wątroby w trakcie obserwacji, nieżyt żółciowy błony śluzowej żołądka, torbiel zatoki szczękowej oraz przewlekłe zapalenie zatok, zmiany zwyrodnieniowe kręgosłupa, nerwica wegetatywna”.

We wnioskach doktor Krystyna Pobieżyńska, która go leczyła, napisała: „Pacjent wymaga stałej opieki lekarza internisty, okresowej kontroli w poradni hematologicznej, regularnej kontroli niektórych wskaźników biochemicznych krwi oraz co najmniej raz w roku kontroli gastrofiberoskopowej żołądka. Ponadto konieczne jest regularne odżywia nie, oszczędzający tryb życia, odpoczynek w pozycji leżącej w ciągu dnia, a także leczenie sanatoryjne”.

Wciąż powracały te same zalecenia lekarskie, ale ksiądz Jerzy, tradycyjnie już, nie brał ich na serio. Własne zdrowie było ostatnią sprawą, o którą się troszczył.

***

Suchowola. Tradycyjny targ, określany wśród mieszkańców okolicznych miejscowości „rynkiem”. Marianna Popiełuszko robiła zakupy. Spotkała ją tam krewna Janina Gniedziejko.

– Odruchowo zapytałam ją, czy nie boi się o Jurka – opowiada. – A matka księdza Jerzego odparła: „Dałam go Matce Bożej, niech Ona go chroni”.

Czy znaczy to, że się nie bała?

– Bałam się, jak każda matka. Ale co było robić? On sam wiedział, co powinien czynić, a nie my. Zresztą dałam go Kościołowi i nie mogłam zabrać go Kościołowi. Jeżeli Pan Bóg powołał go na służbę Bogu, to nie mógł już służyć rodzinie.

Okopy odwiedzał coraz rzadziej.

– Kiedy przyjeżdżał, mówił: „Mamo, lepiej na krótko niż wcale. Na dłużej nie mogę” – opowiada pani Marianna.

 

Pierwsza strona Poprzednia strona strona 3 z 3 Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..