Ojciec Heribertus z ornatem, przywiezionym z Indonezji, przed kościołem ojców werbistów w Rybniku
Ojciec Heribertus z ornatem, przywiezionym z Indonezji, przed kościołem ojców werbistów w Rybniku
Przemysław Kucharczak /Foto Gość

Synu, zdejmij zegarek

Brak komentarzy: 0

Przemysław Kucharczak

GOSC.PL

publikacja 10.01.2017 05:00

O tym, że w Polsce bywa zimno, rybnicki wikary z wyspy Flores wiedział już przed przylotem z Indonezji. Ale na to, że mijani na ulicy Polacy mają tak smutne twarze, nie był przygotowany.

Nowy wikary u werbistów w Rybniku, 38-letni ojciec Heribertus Florianus Wea, przyleciał do Polski przed 14 laty z rajskiej wyspy Flores w Indonezji. Jego rodzinna miejscowość Mataloko leży pomiędzy dwoma wysokimi wulkanami Inerie i Ebulobo. Ten drugi jest ciągle czynny... Heribertus wychował się wśród pięknych, tarasowo ukształtowanych pól ryżowych, w cieniu palm i urwistych gór. Jego tata był dyrektorem szkoły, wujkowie uprawiają kawę, ryż, wanilię i kukurydzę. – Mają co robić, bo ziemia daje plony na okrągło, przez cały rok. Tam ludzie nie umierają z głodu, jeśli tylko chcą pracować. Żyją skromnie, ale potrafią się dzielić. Przy domach rosną imbir i kurkuma... Nie jest ani za gorąco, ani za zimno, bo klimat jest łagodzony przez morze – mówi.

Sandały na zimę

Przyleciał do Polski w 2002 roku. Nadszedł drugi dzień świąt Bożego Narodzenia. – Patrzę przez okno: słonce świeci, jest pięęęknie... Włożyłem buty podobne do sandałów, bez skarpet, i tak wychodzę na Mszę do kościoła parafialnego... Przy wyjściu zaczepili mnie koledzy: „Gdzie idziesz?”. „Do kościoła”. „Ty chyba głupi jesteś, patrz, ile jest stopni!” Było minus 10. Powiedziałem: „Przepraszam, a co to jest za słońce?”... Bo u nas zawsze, kiedy jest słońce, jest bardzo gorąco. Byłem zaskoczony, że w Polsce jest inaczej – śmieje się. 

Kiedy po raz pierwszy zobaczył śnieg, pobiegł go dotknąć i zrobił zdjęcia. Pokazał je w domu w czasie urlopu, na który werbiści wybierają się raz na trzy lata. Bliscy byli tym widokiem zdziwieni. – Rodzina pytała mnie, czy to jest sól. Ja na to: „Nie! Tak wygląda śnieg”. A tato: „To zostaw nam te zdjęcia” – wspomina.

Heribertus chciał zostać księdzem od drugiej klasy szkoły podstawowej. Najpierw zazdrościł ojcom werbistom, w tym Polakom, że mają na Mszy św. większą Hostię... Później docenił, że grają z dziećmi w piłkę, wreszcie zobaczył, że z radością służą Bogu i pomagają ludziom. No właśnie – z radością. Po przyjeździe do Polski Heribertus był zaskoczony, że u Polaków zwykle radości nie widać, zwłaszcza na pierwszy rzut oka.

– Pamiętam, jak siedzieliśmy z kolegą w Gdańsku pod drzewem i jak obserwowaliśmy ludzi: same smutne twarze, brak entuzjazmu, brak radości, brak uśmiechu – zauważa. Dziwił się też, że ludzie nie mówią sobie na ulicy „dzień dobry”. Pytał przyjaciół Polaków, skąd się to bierze. Odpowiadali różnie: że brak słońca, że trudna historia. To chyba jednak nie tłumaczy wszystkiego. Z czasem zauważył, że radość jednak jest u Polaków, ale znacznie głębiej ukryta, na przykład w rodzinach. Docenił też inne ich cechy. Przed 12 laty głosił rekolekcje w Sopocie tuż po słynnym tsunami w Indonezji. Polacy szybko, spontanicznie zorganizowali się i zrobili zbiórkę, by pomóc jego rodakom.

– Doceniłem wrażliwość Polaków i ich otwartość. To też bardzo gościnny naród. Koledzy z Niemiec mówią, że jeśli chcą tam kogoś odwiedzić, muszą wcześniej zadzwonić i się umówić. Do polskich przyjaciół mogę zawsze przychodzić, jeśli są w domu. Czuję się u was dobrze, bo czuję się przyjęty i akceptowany – mówi. Zanim trafił do Rybnika, był wikarym w Olsztynie. Cieszy się, że do kościołów na Śląsku chodzi znacznie więcej ludzi niż na Warmii. Kiedy słyszy, z jaką mocą Ślązacy śpiewają „Te Deum”, myśli sobie, jakie to ważne, że ludzie tu potrafią Panu Bogu dziękować i Go wielbić.

Pierwsza strona Poprzednia strona strona 1 z 2 Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..