Brytyjskość, brytyjskość…

Piotr Drzyzga

publikacja 19.09.2022 12:00

Jak tu o nie niej nie pisać w dniu pogrzebu królowej?

Niemal cały świat znów nagle stał się very british, indeed. Choć z Żoną britiszujemy przecież od dłuższego już czasu - o naszych maratonach z „The Crown” i „Downton Abbey” pisałem na początku sierpnia. No i tak już zostało. Tyle tylko, że w ramach domowej tarczy antyinlacyjnej Netflixa zastąpiły nam kanały BBC z kablówki. I co ciekawe najbardziej wciągnęli nas „Mistrzowie ceramiki”.

Czego to ludzie na tych kołach garncarskich nie wykręcą. Czego nie ulepią, nie wymyślą… W sumie my też z gliny lepieni (lepniaki jedne, jakby to rzekł Lem), więc może to stąd ta radocha z oglądania wyczynów kolejnych brytyjskich potterów? Bo potter to angielsku garncarz.

A i papież Franciszek mówił przed laty, że „jesteśmy i na zawsze pozostaniemy jedynie kruchymi naczyniami z gliny, w których Pan Bóg złożył ogromny skarb”.

Duchowo, teologicznie można z gliny niejedną ciekawą myśl ulepić. A z brytyjskości?

I tu mam problem. Bo ta „moja brytyjskość” to od dekad głównie muzyka, futbol i seriale. W większości zwariowane – jak nie Pythoni, to „Dno”, „Wiecznie młodzi”, czy „Nasz człowiek w parlamencie”, czyli Rik Mayall się kłania i jego anarchistyczno-punkowy humor.

Grzebię dalej w pamięci, grzebię po półkach. Jest! „Król Artur i Rycerze Okrągłego Stołu” U. Waldo Cutlera. Tyle tylko, że to pisarz amerykański… Ale sama książka – wydana u nas w bellonowej serii Perły Literatury Młodzieżowej - jak najbardziej british. I duchowa, co może zaskakiwać dzisiejszych fanów króla Artura.

Celtycki heros, starowalijski bohater narodowy, rzymski legionista… - teorii na temat pochodzenia króla Artura namnożyło się mnóstwo. I jako ktoś taki jest też najczęściej ukazywany we współczesnej popkulturze. Rzecz jasna z pominięciem jakichkolwiek chrześcijańskich wątków. A jeśli te się pojawiają, to wyłącznie jako coś negatywnego – patrz (albo lepiej nie patrz) Sinéad Cusack jako zakonnica z piekła rodem w serialu „Camelot”.

Tymczasem w książce U. Waldo Cutlera, Artur i jego rycerze nie tylko poszukują Świętego Gralla, ale nieustannie oddają się modlitwie, uczestniczą w Mszach świętych, nieszporach i w ogóle nic tylko brać „Bardzo bogate godzinki księcia de Berry” i ilustrować nimi tę książkę.

A tak poważnie: lubię sobie czasem do tej pozycji wrócić. Niby młodzieżowa, ale świetnie przypomina o tradycyjnych formach. O tym, że czasem naprawdę warto pójść sobie na „nieniedzielną” Mszę, czy Adorację. Że tam naprawdę jest Moc, Duch i Głębia, choć coraz częściej – takie mam wrażenie – dostajemy przekaz, że gdzie tam. Że to już retro-ramota, passe i skansen. I teraz to nic tylko nowoewangelizacyjny breakdence na TikToku może nas zbawić…

Dobra. Nie ma co lamentować. Pora się odmeldować. Jak Pete Doherty na poniższej, youtubowej ilustracji „muzycznej”. 

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..