Mówi się, że w Betlejem każdego dnia jest Boże Narodzenie. Ale życie w mieście otoczonym zasiekami nie przypomina sielskich obrazków z aniołkami i pastuszkami grającymi na fujarkach.
U źródeł zachwytu Bogiem może być tętniące życiem i swoimi problemami miasteczko.
Jestem w Jerozolimie… Co prawda Jezus nie jedzie na poczciwym osiołku, ale idzie wąską, dziurawą drogą w czerwonym jak krew ornacie. Trzyma w ręku wątłą gałąź palmy, znacznie mniejszą niż otaczający go zewsząd tłum, śpiewający, tańczący, wymachujący na cześć Niewidzialnego Boga, zielonymi przymiotami Matki Natury.
To może zabrzmieć dziwnie, ale niewiele w Jerozolimie śladów męki Pana Jezusa. Nie tylko czas i zwykły rozwój miasta zrobiły swoje. Także chęć uchronienia świętych miejsc przed profanacją sprawiły, że dziś obudowane kaplicami czy bazyliką wyglądają zupełnie inaczej...
Jak wyglądały wtedy Jerozolima, Wieczernik, Ogród Oliwny? To domena historyków i naszej wyobraźni. A jak to wygląda dziś?
Po wyjściu na ulicę, zostaliśmy "zaatakowani" z iście arabskim uporem, by kupować pamiątki i dewocjonalia - najczęściej za one dolar. Nie pomogło nam to w pielgrzymkowym skupieniu. Także bez entuzjazmu przyjęliśmy nagłośniony przez megafon, egzotycznie brzmiący śpiew - modlitwę muzeina z wysokiego minaretu, znajdującego się obok muzułmańskiego meczetu.
Walki na Bliskim Wschodzie trwają. Szczególnie boleśnie odczuwamy konfrontację grozy wojny z tym miejscem, które wszystkim chrześcijanom kojarzy się z pokojem, dobrem, wzniosłym nastrojem nocy Bożego Narodzenia.