– Mamy być zaczynem w miejscach naszej pracy, uświęcając siebie i innych w codziennych obowiązkach  – mówi Grzegorz Zabłotn
– Mamy być zaczynem w miejscach naszej pracy, uświęcając siebie i innych w codziennych obowiązkach – mówi Grzegorz Zabłotn
Tomasz Gołąb /Foto Gość

Dlaczego oni tacy są?

Komentarzy: 5

Tomasz Gołąb

Foto Gość

publikacja 02.03.2015 06:00

Nie ma habitu, krzyża na piersiach ani różańca u boku. Ma za to złotą obrączkę na palcu z dyskretnie wygrawerowanym krzyżykiem. Ślad zaślubin z Bogiem.

Grzegorz Zabłotny mieszka w wynajętym pokoju. Samodzielne lokum byłoby za drogie, a przecież ślubował ubóstwo. Ślubował też posłuszeństwo przełożonym, którzy odpowiadają za jego formację i z którymi musiał uzgodnić na początku roku indywidualny regulamin: ile wyda na życie, ile przeznaczy na potrzeby wspólnoty, ile czasu poświęci na modlitwę.

Ślub z Jezusem

Właśnie: wspólnota. To pierwsze co, obok stroju, odróżnia Grzegorza Zabłotnego od tysięcy innych osób konsekrowanych w Polsce, od zakonników i zakonnic. – My żyjemy w… diasporze, w całej Polsce – śmieje się 37-latek.

Nie jest mnichem, nie jest księdzem, ale ożenić się też nie może. – Właściwie to ślub wziąłem, tylko że z Jezusem.

Po 15 latach formacji w Instytucie Świeckim Chrystusa Króla przygotowuje się właśnie do złożenia ślubów wieczystych w Rzymie, może wobec samego papieża Franciszka. Bo to przecież Rok Życia Konsekrowanego.

Kim oni są?

Bracia z Instytutu mieszkają dziś w Ugandzie, Kongu, Wenezueli, Nowej Zelandii, Indiach i we Włoszech. W Polsce mieszka ich kilkunastu: w Elblągu, Malborku, Trójmieście, Gorzowie Wlkp., Starachowicach, Radomiu, Rzeszowie i Poznaniu. Czterech żyje w Warszawie. Ale niewiele osób wie, kim są.

– Nie ujawniamy się, większość braci żyje w ukryciu, choć wykonują zupełnie normalne zawody: ktoś jest meteorologiem, ktoś inny prawnikiem, nauczycielem matematyki czy informatyki, ktoś inny jeszcze pracuje w meblarstwie. Chcemy, żeby ludzie zadawali sobie pytanie: „Dlaczego oni tacy są?”. Żeby nasze życie było świadectwem i innych prowadziło do Pana Boga – mówi Grzegorz Zabłotny.

On sam był w życiu już piekarzem, kierownikiem na budowie, kościelnym, teraz ktoś proponuje mu pracę w firmie złotniczej.

– Jak w życiu każdego świeckiego, trzeba być gotowym do zmian. Ale poddawać się im zgodnie z zamysłem Bożym – dodaje.

Pamięta, że jako nastolatek i zapalony kibic Lechii Gdańsk czekał na derby od wielu miesięcy. Święty nie był, zdarzało się, że bardziej od meczu rajcowały go rozróby. Tej niedzieli jechał na stadion z sercem w gardle, ale pamiętał, że z powodu rozgrywek w kościele nie był. W połowie meczu biegiem wyleciał ze stadionu. Koledzy pukali się w czoło. Pierwszy raz widzieli kogoś, kto tak biegł do kościoła.

– Trzeba być otwartym na powiewy Ducha Świętego – po- wtarza.

Zrozumieć brata

Każdy z braci żyje oddzielnie. Sam gotuje, sprząta, pierze, zarabia, ale jednocześnie żyje jak mnich.

– Obowiązuje nas regulamin życia: minimum dwie godziny modlitwy dziennie, Msza św., adoracja Najświętszego Sakramentu, pół godziny rozmyślania, liturgia godzin. To minimum, do którego każdy, w porozumieniu z bratem odpowiedzialnym, dobiera sobie jeszcze własne zobowiązania i duchowe lektury. Niełatwo znaleźć na to wszystko czas, ale to właśnie nasze powołanie: zmagać się z obowiązkami ludzi świeckich, ale żyć jednocześnie dla Boga – mówi Grzegorz Zabłotny.

Instytut Świecki Chrystusa Króla jest jedynym w Polsce męskim instytutem życia konse- krowanego.

– Wciąż wiele osób nie rozumie tej drogi życia. Nawet wśród ludzi zaangażowanych w życie kościelne pojawiają się wątpliwości, kim naprawdę jesteśmy. Chociaż od „Provida Mater Eclessia” – konstytucji apostolskiej papieża Piusa XII, który uznał instytuty świeckie za pełnoprawną formę życia konsekrowanego w Kościele i świecie, minęło już prawie 70 lat – mówi jeden z braci.

Pierwsza strona Poprzednia strona strona 1 z 2 Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..